Cóż strzeliło ci do tego zakutego łba, że postanowiłeś odwiedzić Żarnów? Dlaczego nie poprzestałeś na obejrzeniu unikalnego romańskiego kościoła z XII wieku, ze wspaniałym późnogotyckim prezbiterium? Podobno interesujesz się historią? Dlaczego nie wystarczyło ci wdrapać się na szczyt Góry Mierzińskiej? Dlaczego nie przeszedłeś się łąkami pod Górą, wzdychając nad klęską wojsk koronnych Jana Kazimierza? Mogłeś nawet zajrzeć do naszego wykopu, wciąż jeszcze (do wczoraj otwartego)? Co strzeliło ci do łba, że postanowiłeś wyciągnąć swój wykrywacz i poryć stok Góry?
Znam na pamięć argumenty twoje i twoich koleżków szkodników o tym, że archeolodzy zdominowali ten interes i bronią swojego monopolu, że zabierają fajne fanty i upychają je po magazynach, gdzie nikt nie ma do nich dostępu. Że tak na prawdę to wy tworzycie regionalną historię i jesteście jej pasjonatami. Od lat w tym miejscu piszę bloga archeologicznego, gdzie dzielę się wynikami badań własnych i nie tylko. W Żarnowie już w sierpniu prezentowałem wyniki starszych badań archeologicznych przed wszystkimi chętnymi zgromadzonymi w gminnym domu kultury. W trakcie badań każdy mógł zajrzeć na stanowisko i na pewno nikt zainteresowany nie zostałby przepędzony. Gdyby rzeczywiście zależało ci na historii, to na pewno dogadalibyśmy się w kwestii wolontariatu. Ale powiedzmy sobie szczerze – tobie zależy na fantach. Mam nadzieję, że znalazłeś tylko złamany gwóźdź i kilka kapsli…
Napisałem, że jesteś bandytą. Łamiesz prawo, niszczysz bezpowrotnie archeologiczne konteksty wyciągając z nich zabytki. Robisz to świadomie, na zabytku znanym i zewidencjonowanym. Nie możesz tłumaczyć się tym, że nie wiedziałeś gdzie kopiesz. Wiedziałeś.
Zastanawiam się tylko, czy wpadłeś na ten genialny pomysł wcześniej, czy po przeczytaniu na tym blogu wpisu o badaniach w Żarnowie. Czy to przypadek, że pojawiłeś się na Górze tydzień po opublikowaniu tego wpisu? Być może rację mają wszyscy ci, którzy odradzali mi wpisy o aktualnych badaniach. Być może naiwnością było myślenie kategoriami popularyzacji – w końcu prędzej czy później zdarzy się taki „miłośnik historii”, który wykorzysta zamieszczone informacje dla zwykłego szabrowania.
Pewnie zostanę mianowany przedstawicielem „archeologicznego betonu”, bo nie wykazuję entuzjazmu dla szabrowników i złodziei.
[Powyżej to list otwarty dla bandyty, który w zeszłym tygodniu wyrył kilka dziur w stoku Góry Mierzińskiej w Żarnowie, wykorzystując naszą nieuwagę, ewentualnie niedzielną nieobecność. Po kilku dniach jakie minęły od zauważenia śladów działalności tego szkodnika trochę mi już przeszło. Pierwotna wersja była nieco bardziej rozbudowana i dosadna.]
„Być może rację mają wszyscy ci, którzy odradzali mi wpisy o aktualnych badaniach. Być może naiwnością było myślenie kategoriami popularyzacji – w końcu prędzej czy później zdarzy się taki “miłośnik historii”, który wykorzysta zamieszczone informacje dla zwykłego szabrowania.”
Taką samą jak Ci co twierdzą, żeby nie sprzedawać noży, bo można nimi zabić. Nie ma co przez pryzmat jednego patologicznego zachowania tracić w wiary w słuszność tego co się robi. Równie dobrze mógł ktoś sprawdzić na zdjęciu panoramio, na jakimś forum albo książce lokalizacja obiektu i pojechać tam kopać.
Zresztą ślady po wykopach odnajduje na co którymś grodzisku, które odwiedzam. Myślę natomiast, że lepiej mówić i pisać o tym, czym są te górki/ wały/szańce niż milczeć na ten temat. Jest szansa, że tubylcy kiedyś zrozumieją jakie skarby mają w swojej wsi/miasteczku/mieście. Praca u podstaw to chyba jedyny sposób na zdziałanie czegoś pozytywnego. Czego dobrym przykładem jest to co widzę na zdjęciach:
https://gunthera.wordpress.com/2012/09/28/ostrowite-konczymy/
W Żarnowie wójt zorganizował podczas dożynek popularno naukową konferencję, podczas której ja i dr Zbigniew Lechowicz mogliśmy trochę opowiedzieć o dziedzictwie archeologicznym miejscowości. Była chyba setka osób.
Na koniec badań zaproponowałem kolejną prelekcję z omówieniem wyników aktualnych badań. Pokażemy zdjęcia, może nawet jakieś zrekonstruowane naczynia. Mam nadzieję, że to spowoduje nie tylko wzrost zainteresowania przeszłością, ale także uzmysłowi mieszkańcom konieczność ochrony dziedzictwa. Nie chcemy trzymać materiałów dla siebie, ani tym bardziej zamykać ich w jakimś głębokim magazynie.
Mimo to takie wydarzenia są dość zniechęcające.
Panie, a duża ta dziura była?
Spora
No o to mi chodzi. Większy pożytek niż szkody. A im większa świadomość ludności lokalnej tym mniejsza szansa, że będzie dochodzić do tego typu zdarzeń. Takich jak choćby kiedyś opisywałem odnośnie grodziska w Starym Białczu ( http://www.lucivo.pl/2011/02/kalekie-grodzisko.html ) – http://leszno.naszemiasto.pl/archiwum/622948,najazd-na-grodzisko,id,t.html
Twojego posta system automatycznie wyrzucił mi do spamu. Na szczęście znalazłem i przywracam. Pewnie z powodu linków…
Biedny ten Białcz. Niedaleko Lutomierska (pod Łodzią, tego od cmentarzyska) jest takie grodzisko w Szydłowie, zamienione na wysypisko śmieci. W Czerchowie pod Ozorkowem na niesamowitym obiekcie z IX-X wieku z materiałami „wielkomorawskimi” wałów już właściwie nie ma, a uprawa trwa w najlepsze. W Skoszewach Starych pod Łodzią wał rozorany jest w dwóch miejscach (już przed wojną), ale uprawa trwa dalej. Podobnych przypadków są setki…
Królewski szczep piastowy dba o to by nic nie zostało po przodkach.
Zgadza się. Spotykam się z tym często, niestety.
Mnie natomiast zastanawia czemu to tak wygląda? W końcu NIDów, konserwatorów, archeologów i muzealników u nas pod dostakiem.
Chyba jednak za mało, by przy każdym grodzisku i innych ważniejszych stanowiskach postawić inspektora do spraw zabytków archeologicznych?
Problemem jest brak świadomości i edukacji. Ludziom grodzisko czy kurhan raczej przeszkadzają, więc kiedy nikt nie patrzy…
No, ale znowu, ludzi ktorzy moga i powinni edukowac jest rowniez pod dostatkiem.
Masz rację.
Jednym się nie chce. Innym się nie opłaca, bo za działalność popularyzacyjną nie dostaną punktów.
Tutaj chyba jednak NID i muzea powinny zadziałać…
Pingback: Podsumowanie roku 2012 na blogu « Gunthera miejsce w sieci
Jestem historykiem-hobbystą i bardzo zbulwersowała mnie ta historia. Moge powiedzieć z całą stanowczością że ten osobnik z pewnością nie jest detektorystą-poszukiwaczem lecz zwykłym bandytą.. Osobiście posługuje się również detektorem ale nie zwykle rzadko bo tego czego szukam zazwyczaj jest na wierzchu. Wstyd mi za takich poszukiwaczy którzy robią takie rzeczy aby spieniężyć znalezione przedmioty.
Cieszę się, że nie wszyscy w środowisku poszukiwaczy popierają taki sposób postępowania, jednak nie ma żadnej pewności czy ta osoba/osoby chcą spieniężyć ewentualne znaleziska.
Chciałbym też przypomnieć, że zgodnie z polskim prawem wszelkie zabytki archeologiczne podlegają ochronie. Prowadzenie poszukiwań bez zgody odpowiedniego urzędu konserwatorskiego może być uznane za łamanie prawa nawet jeśli przedmioty leżą na powierzchni.
Archeolog nawet do prowadzenia badań powierzchniowych musi mieć pisemną zgodę konserwatora, pisemną zgodę właściciela gruntu i parę dalszych papierków.
Tak takiego detektorystę, należy wyzywać, ale Pan użył w swoim poście słów skierowanych do wszystkich detektorystów, znam bardzo wielu detektorystów, co regularnie zgłaszają znaleziska, pracownikom muzeum, albo pobliskim konserwatorom zabytków, nazywa ich Pan ich Bandytami i złodziejami. Kiedyś jakiś archeolog napisał w jednym poście, że powinni wycofać, nagrody za znalezienie zabytku, i nazwał wszystkich znalazców szabrownikami, nie zważał na to że ktoś znalazł coś przypadkiem. Nie wiem czemu archeolodzy, mają do takich ludzi pretensję. Zwracam uwagę że wam też się za to płaci, za darmo nie wykonujecie swojego zawodu, jeszcze nie spotkałam archeologa, który by pracował za darmo. Dla mnie kontekście archeologicznym, może być mowa, jak ktoś znajdzie więcej przedmiotów, nie tylko jedną monetę, nie wiadomo jakiego pochodzenia, znalazłam raz jedną rzymską monetę na placu zabaw w piasku, nie wiem jak się tam znalazła, może jakiś kolekcjoner zgubił, ale raczej dostała się tam razem z piaskiem z piaskarni, który u nas głównie wydobywają z rzek. Archeolodzy chcą dokumentacji znalezienia zabytku, ale w niektórych przypadkach to nie możliwe, co może mam sprawdzać wszystkie piaskarnie w okolicy, dodam że jest ich dużo, i może mam dać dokumentację rzek. Polskie prawo jest za bardzo restrekcyjne. Nie widzę problemu żeby Polskie prawo przypominało Angielskie, nawet tam nie wolno wchodzić z wykrywaczem na tereny wpisane do rejestru zabytków, chyba że w towarzystwie archeologa.
Proszę nie wczytywać swoich uprzedzeń w to co napisałem. Słowa są skierowane do konkretnej osoby.
Na pewno nie nazywam złodziejem kogoś, kto zgłasza znalezione przypadkowo zabytki służbom konserwatorskim lub muzealnym.
Myli się Pani twierdząc, że kontekst archeologiczny tworzy dopiero większa ilość zabytków. Kontekst archeologiczny tworzą warstwy ziemne towarzyszące zabytkom.
Ja widzę podstawowy problem, by polskie prawo przypominało angielskie. Problem polega na tym, że Polska jest znacznie biedniejszym krajem. Jak Pani sobie wyobraża, że niedofinansowane muzea czy służby konserwatorskie miałyby mieć prawo pierwokupu zabytków od poszukiwaczy? Za co niby mają je kupować?
Jeśli chodzi o monetę w piaskownicy, to na pewno została pozbawiona swojego pierwotnego kontekstu archeologicznego.