Wiercenie w jeziorze

W tym roku zaczęliśmy sezon wcześniej niż zwykle, bo już w Walentynki. Pojechaliśmy z Przyrodnikiem do Ostrowitego, by powiercić w jeziorze. Na miejscu czekał na nas Kierownik (czyli Łukasz) z saniami i deskami (na wszelki wypadek). Do ekipy dołączył też właściciel pola w Ostrowitem, pan Zenon.

dsc_0864_v1Niczym ekipa Amundsena ruszyliśmy przez bezmiar zamarzniętego jeziora, w kierunku własnego bieguna szaleństwa.

dsc_0868_v1Pan Kierownik robi dziurę w lodzie.

dsc_0886_v1Przyrodnik wierci w jeziorze.

dsc_0875_v1I opisuje wyciągnięte rdzenie.

dsc_0878_v1Chodziło o to, żeby sprawdzić potencjał jeziora dla badań paleoekologicznych. Odwierty miały więc rozpoznać zalegające na dnie jeziora osady. Okazało się, że przy okazji trafiliśmy na relikty średniowiecznego mostu. Sam most był już badany wstępnie przez płetwonurków z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Wiemy, że w zasadzie w Ostrowitem wybudowano dwa mosty. Jeden z nich datowany jest na 1159-1160 rok, drugi zaś na 1299-1300 rok. W odwiercie widać kawałek sosnowej (?) belki z konstrukcji mostu.

dsc_0885_v1Lód był dość gruby – około 30 cm. Jednak cały czas pracował – słychać było jego dudnienie, a na powierzchni pojawiały się pęknięcia. Nic dziwnego, w ciągu dnia temperatura sięgnęła 5 stopni.

dsc_0891_v1W trakcie wyprawy pojawiła się okazja by suchą stopą przeprawić się przez jezioro na wyspę. W trakcie badań archeologów z Torunia wykonano tam wykopy sondażowe, które dowiodły istnienia średniowiecznego osadnictwa. Mimo to nadal wyspa wydaje się być dość tajemniczym miejscem – nie wiemy co dokładnie się tam mieściło. Na pewno było to miejsce ważne, skoro zdecydowano się zbudować prowadzący tam most. Na zdjęciu widok z wyspy na obszar stanowiska 2, badanego przez nas od 2008 roku. Czyli na cmentarzysko…

dsc_0881_v1Dzisiaj na wyspie mieszkają głównie bobry, które zabrały się za wycinkę drzew.

dsc_0896_v1Powrót do domu. Wykonaliśmy 11 odwiertów, udało się rozpoznać dość bogate nawarstwienia organiczne o sporym potencjale dla badań zarówno paleoekologicznych, jak i ewentualnych dalszych prac archeologicznych.

Reklama

Nie wszystko złoto co się świeci

Pamiętacie jeszcze odkryty w 2010 roku grób nr 24 z Ostrowitego? To okazały pochówek z bogatym wyposażeniem (m.in. brązową misą, dwoma okuciami pochewek noży ze stopu miedzi czy szczątkami dwóch wiader) i szczątkami dwóch osobników.

W trakcie dalszej analizy, na czaszce związanej z drugim pochówkiem (należącym do kobiety lub osobnika młodocianego) znaleziona została niewielka „blaszka”, połyskująca złoto, o wymiarach nie przekraczających 0,5×0,5 cm. Pojawiło się przypuszczenie, że może to być niewielki fragment aplikacji ubrania głowy, może nawet wykonany ze złota. To oczywiście pozwalałoby powiązać pochówek z osobami o szczególnej pozycji ekonomicznej (zresztą nawet bez tego szczegóły obrządku i wyposażenie sytuują go w gronie najciekawszych pochówków XI-XII wieku na Pomorzu Wschodnim). Ponieważ jednak mieliśmy pewne wątpliwości zdecydowaliśmy się poddać „blaszkę” specjalistycznym badaniom.

Pilotowaniem badań zajął się Mariusz Rychter, specjalista konserwacji zabytków z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego. Same badania wykonał inż. Krzysztof Jakubowski z Instytutu Inżynierii Materiałowej Politechniki Łódzkiej używając do tego elektronowego mikroskopu skaningowego S 3000 N firmy Hitachi. Obu Panom serdecznie za pomoc dziękuję.

Zdjęcie „blaszki” pod mikroskopem elektronowym.

Wynik badania dość wyraźnie pokazuje, że złota tu niestety nie ma. Dominuje tlen, krzem, żelazo i glin. Nie jestem specjalistą od takich rzeczy, ale sądzę, że mamy do czynienia z tym.

Wynik badania nie jest specjalnie rewelacyjny. Nie mamy do czynienia z pochówkiem osobistości przybranej w szaty zdobione złotem. „Blaszka” okazała się być zwykłym minerałem. Całe wydarzenie pokazuje jednak znaczenie specjalistycznych analiz i konieczność interdyscyplinarnej współpracy z przedstawicielami nauk przyrodniczych i ścisłych. Choćby po to by nieco hamować naszą archeologiczną bujną wyobraźnię.

Niniejsze wyniki publikuję w tym miejscu, gdyż ich charakter może wykluczyć ich późniejszą publikację w monografii stanowiska, której przygotowanie jest planowane w perspektywie najbliższych lat. A szkoda by na zawsze utknęły w archiwum. Raz jeszcze chciałbym podziękować mgr Mariuszowi Rychterowi i inż. Krzysztofowi Jakubowskiemu za pomoc.