Nairobi. Rondo w centrum cztero- milonowego miasta. Tak wielka aglomeracja nie posiada ani metra, ani sieci tramwajów. Rolę komunikacji miejskiej pełnią jaskrawo pomalowane busy zwane matatu, należące do prywatnych właścicieli skupionych w ramach tzw. Secco – spółdzielni.
Osiedle klasy średniej. Jeden z domów – szeregowców. W tle mur ze zwojem drutu kolczastego i drutami pod napięciem. W Kenii taką ochronę mają niemal wszystkie osiedle i centra handlowe, a także siedziby firm. Wjazd zawsze prowadzi przez bramę, przy której straż pełni ochrona, złożona zazwyczaj z członków plemienia Masajów.
Uzbrojoną ochronę spotkać można nawet na terenach większych kościołów w Kenii. To umundurowani funkcjonariusze policji administracyjnej. Głównym zagrożeniem są ataki bojówek islamistycznych Al-Shabaab (czy też ash-Shabab), przenikających z Somalii 3 lata temu terroryści z tej organizacji dokonali ataku w centrum handlowym Westgate Mall w Nairobi. Zginęło wówczas 71 osób. Dzisiaj każde centrum handlowe jest otoczone murem z strażnikami. Dodatkowo przy wejściach do centrów, a nawet poszczególnych sklepów są strażnicy z wykrywaczami metali. Widać też patrole uzbrojonych żołnierzy.
Bogaty dom na przedmieściach Nairobi. Znów mur i przewody pod napięciem. Zwykle na szczycie muru znajdują się kawałki ostrego szkła zalane betonem, dodatkowo utrudniające wejście…
Slamsy Kibera. Jedna z głównych ulic. Zdjęć z wnętrza slamsów nie pokażę, bo to nie jest zabawa. Chciałem jedynie zilustrować to, z czym zmaga się Kenia. Kibera to ponad milion ludzi żyjących w warunkach, które w Polsce trudno sobie nawet wyobrazić.
To największa strefa slamsów w Afryce, trzecia największa na świecie. Po wizycie w takim miejscu wiem na pewno – ktokolwiek mówi o Polsce w ruinie, nie ma sumienia.
Jedna z misji w Kiberze. Funkcjonuje tutaj kilkaset kościołów różnych wyznań oraz meczety. Są szkoły, szpitale i przychodnie. Są ludzie, którzy doskonale żyją z biedy setek tysięcy mieszkańców slamsów, roztrwaniając rządową i międzynarodową pomoc oraz wykorzystując ich z trudem wygospodarowane datki. Są też bohaterowie, o których nigdy nie usłyszycie w telewizji i nie przeczytacie w internecie, którzy próbują zmienić rzeczywistość…
Najpopularniejsza obok matatu forma „publicznego” transportu to motocykle. Za 100 miejscowych szylingów dojedziesz takim motorem wszędzie.
Typowy wiejski krajobraz. Pola usytuowane na sztucznie formowanych terasach i zabudowa wiejska.
Nigdy nie zrozumiem tego, jak poruszając się po błotnistych uliczkach Kenijczycy potrafią zachować czyste buty…
Szaleni polscy kierowcy mają się czego nauczyć w Kenii. Wyprzedzanie na białka oczu, wyprzedzanie po poboczu, z lewej, czy z prawej, wymuszanie pierwszeństwa, klaksony, długie światła lub brak włączonych świateł w nocy to absolutna norma.
Kreatywni ludzie – ogrodzenie z plastykowych butelek.
Roboty drogowe w kenijskim stylu.
Wote – stolica hrabstwa (powiatu) Makueni).
Coś dla Przyrodnika – takie rzeczy woda robi w Kenii…
Kolonialna przeszłość Kenii jest nadal widoczna. To nie tylko te dwa krany, osobny na ciepłą i zimną wodę. Mimo, że Kenia jest jednym z większych producentów kawy, sam napój nie jest tam specjalnie popularny. Kenijczycy piją głównie herbatę z mlekiem. Jeżdżą lewą stroną drogi, a angielski jest językiem urzędowym (suahili dopiero od niedawna).
Jedzenie na prowincji – chapati, czyli placki przypominające trochę tortille, to pożyczka z kuchni indyjskiej. W Kenii mieszka dość duża grupa osób pochodzenia hinduskiego. Do tego ryż, wołowina pokrojona razem z kośćmi, kurczak, sałatka z kapustą i marchwią.
Posiłek z hotelu. To okrągłe to ugali, zdaniem Kenijczyków najlepsze jedzenie na świecie. Właściwie to mąka kukurydziana i woda. Samo w sobie kompletnie nie ma smaku. Próbowałem w kilku miejscach i nie mogę się przekonać. Są też ziemniaki – tutaj w formie podsmażonych talarków, ale bywa z nich także przygotowywane pure z cebulą lub frytki. Jest kurczak w sosie z kurkumą i mleczkiem kokosowym, marchew z groszkiem oraz sałatka z pomidorem, cebulą i fasolą. Na wierzchu grillowana kozina. Kenijczycy uwielbiają grillować. Bardzo popularny jest szpinak – zarówno samotny, jak i jako dodatek do bardziej złożonych dań.
Kocham Kenię. Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg relacji. Co do kuchni, może uda się Panu spróbować zupy dyniowej (w przeciwieństwie do naszej, polskiej, nie jest słodka) – udało mi się zjeść znakomitą. I szynka wieprzowa z rusztu (oczywiście kucharze zapewniali, że to guziec ;))
Z zup jadłem pomidorówkę – podobna w smaku do polskiej. Jadłem też bulion wołowy, także podobny do naszego i zupę imbirową z mleczkiem kokosowym i chyba trawą cytrynową, bardzo pikantną. Dyniowej nie, ale wszystko przede mną 🙂
Pingback: W Zimbabwe bez zmian | Gunthera miejsce w sieci