Ostatnie dwa tygodnie wraz z Małżowinką i Przyrodnikiem spędziliśmy za naszą wschodnią granicą, na Polesiu, nad rzeką Prypecią, w miejscu, z którego ponoć nasz ród. Na zaproszenie przyjaciół z Niemiec i Białorusi wzięliśmy udział w badaniach w samym epicentrum tzw. kultury praskiej, utożsamianej z najstarszą fazą rozwoju kultury wczesnosłowiańskiej. Wróciliśmy do korzeni, do początków, do miejsca, z którego kultura praska dotarła zarówno do Pragi, jak i do południowej Polski. Nad owe legendarne bagna Prypeci, z których zdaniem części archeologów miała rozpocząć się wielka migracja Słowian. Zdaniem innych w żadnym razie, bo przecież takie bagna nie mogły posiadać odpowiedniego potencjału demograficznego… Rzeczywistość nas zaskoczyła…
Podróż do innej rzeczywistości, jaką jest bez wątpienia Białoruś, zaczęliśmy w Brześciu. Na zdjęciu Przyrodnik zadumany pod pomnikiem stojącym w samym centrum miasta. Pod przedstawieniem Władysława Jagiełły.
Białorusini potrafią mieć poczucie humoru. Czy może być lepsza nazwa dla hamburgerowni?
Na miejsce, czyli do miejscowości Śniadzin (po białorusku Snjadzin, po rosyjsku Snjadin) dotarliśmy po zmroku. Właściwie to dotarliśmy do Pietrykowa, a później do naszej wioski. Wcześniej czekała nas nocna przeprawa promem na drugą stronę Prypeci. Zachód słońca nad Prypecią.
Następnego dnia rano obudziliśmy się by dotrzeć na stanowisko. Ekipa białorusko – niemiecka działała na miejscu już prawie dwa tygodnie. Na zdjęciu Przyrodnik pozuje na tle naszego domku. Tradycyjny poleski domek pozbawiony mediów, poza prądem, był pewnym wyzwaniem noclegowym.
Mieścił się na ulicy Centralnej. Jednej z dwóch asfaltowych w miejscowości. Naprawdę dotarliśmy na koniec świata.
Archeologicznie niezwykle ciekawy. Na tym końcu świata zarejestrowano kilka stanowisk kultury praskiej. Na zdjęciu Jens Shneeweiss i Anna. Jensa znacie już na pewno z wpisów o badaniach w Hollenstedt i Sittensen. Chyba nie ma nas dosyć, skoro ściąga na kolejne badania.
Anna podczas dokumentacji ścian wykopu. Widzieliście kiedyś taką kolekcję kredek?
Ja zrobiłem to troszkę szybciej przy pomocy aparatu i Photoscanu. No ale nie tak pięknie…
A na tym obrazku (fot. Jens Shneeweiss) rozwalisko pieca kultury praskiej. Wzniesionego z brył rudy darniowej i fragmentów ceramiki, bez użycia gliny najwyraźniej… Widzieliście kiedyś tyle fragmentów praskich garnków? Ja nigdy wcześniej nie widziałem. Pod Łodzią tego raczej nie ma…
Wykop z powietrza… No dobra – ze szczytu pryzmy balotów.
Dokumentacja była naszym zadaniem dodatkowym. Podstawowym zadaniem było rozpoznanie geoarcheologiczne. Przyrodnik zabrał się więc do poszukiwania osadów organicznych. Takie osady, szczególnie pochodzące z dawnych zbiorników wodnych, w tym paleokoryt, można datować np. metodą radiowęglową. A dzięki temu do rekonstrukcji środowiskowych wprowadzić element dynamizmu. Niestety – okazało się, że znalezienie organicznych osadów na „bagnach Polesia” nie jest zadaniem łatwym. Gdziekolwiek nie wierciliśmy, gdziekolwiek nie zrobiliśmy odkrywki, wszędzie dominował piasek. Przyrodnik uznał nawet, że bagna Polesia przypominają mu jakoś nasze wydmy…
Na zdjęciu Przyrodnik pobiera próbki gleb kopalnych z odkrywki po dawnym wykopie.
Fragment zdjęcia satelitarnego z Google Maps. To miejsce naszego działania – dolina Prypeci. Wypełniona dawnymi korytami wydawać się może miejscem pełnym zabagnień, torfowisk, mokrym i nieprzebytym. Nic bardziej mylnego. To prawdziwa pustynia – pełna piachu.
Jedno z dawnych koryt Prypeci. Woda jest – bobry są. Na zdjęciu bobrza tama.
Tak to wygląda: na pierwszym planie dawne koryto, zaraz za nim pozostałość terasy i kolejne koryto, terasa i jeszcze następne… (fot. Jens Shneeweiss).
W ogóle to jest tam strasznie ładnie.
I warunki dla Prażaków doskonałe. Przyrodnik trzyma w ręku bryłę rudy darniowej znalezionej przy krawędzi rowu.
Polesie to konserwatywna kraina. Do dzisiaj funkcjonują tam barcie dzikich pszczół.
Niedzielna atrakcja – wyjazd do Pietrykowa. Przeprawa promem.
Prom to obszerna platforma ciągnięta przez ten właśnie holownik.
I wizyta w publicznej bani – łaźni. Wizyta niezapomniana. Po tygodniu zamieszkiwania w domu pozbawionym bieżącej wody to było naprawdę coś!
W kolejnych wpisach dalszy ciąg tej, nieco chaotycznej, fotorelacji.
Teraz przyznać się! Kto jest Dnieprowcem-Kossinowcem-Prypeciarzem?
Wybacz, że zatwierdzam koment dopiero teraz. Czasu jakoś mam coraz mniej i nie zajrzałem na bloga przez 2 tygodnie.
Muszę się zmobilizować i dopisać kolejny rozdział o Białorusi, coś może jeszcze o Rosji i o grodziska…
A Prypeciarzem jestem chyba, bo mi się ta Prypeć podobała…