Trzytygodniowa przerwa w funkcjonowaniu bloga nie była spowodowana brakiem chęci, czy też tematów – wręcz przeciwnie – jest ich wiele. Niestety mój dostęp do internetu był mocno ograniczony. Na szczęście mogę to teraz naprawić opisując w odcinkach dzieje mojej wyprawy na wschód.
Wszystko to wina Przyrodnika. Podczas jednej z konferencji trafił nad rzekę Sertejkę w Rosji, w Obwodzie Smoleńskim, gdzie w ramach wycieczki konferencyjnej odwiedzał neolityczne stanowisko, którego badania prowadzi od lat Andriej Mazurkiewicz w ramach Północno – Zachodniej Ekspedycji Archeologicznej Państwowego Muzeum Ermitażu. Po tym spotkaniu Przyrodnik, jako wielki miłośnik Rosji, zaczął regularnie jeździć na około 2 tygodnie w każdym sezonie, na badania w Serteji. Po około 2 latach opowieści z cyklu tysiąca i jednej nocy o cudach wschodu postanowiłem wybrać się razem z nim. Dostałem zaproszenie z Ermitażu oraz z Akademii Nauk Białorusi (by „po drodze” wykonać badania także we wschodniej części tego kraju) i po załatwieniu wiz (co wymagało kilkukrotnych wycieczek do Warszawy) wyruszyliśmy. Pojechaliśmy samochodem Przyrodnika, choć na miejscu kilka razu żałowałem, że nie wykorzystaliśmy Land Rovera. Niestety LR ostatnio coraz częściej jest kapryśny i narowisty, więc mógłby nam wyciąć na miejscu jakiś numer. W dodatku przechodził drobny tunning w postaci wymiany zderzaka, więc musiał pozostać w Łodzi. Przyrodnicza Skoda dała radę, choć po wiejsko – leśnych drogach gruntowych w Rosji jechaliśmy z duszą na ramieniu (to znaczy: ja jechałem, Przyrodnik jest odważny i niczego się nie boi, poza remontami dróg w Białorusi).
Pierwszy postój zrobiliśmy na stacji benzynowej, tuż za granicą białoruską. Musieliśmy tam kupić „ustrojstwo” BellToll – czyli systemu podobnego do polskiego ViaToll, służącego do naliczania opłat za przejazd. W Białorusi większość dróg dwupasmowych (odpowiedników naszych autostrad, choć w Polsce nie spełniłyby norm autostrady), jest płatna. Przy czym opłaty dotyczą tylko obcokrajowców (oprócz Rosjan!) jeżdżących samochodami osobowymi oraz wszystkich ciężarówek.
W tle widać stację benzynową Gazpromu. A skoro mowa o Gazpromie, to koniecznie zaśpiewajmy Hymn Gazpromu, wraz z jego prezesem:
Następny postój zrobiliśmy przy zamku Radziwiłłów w Mirze:
A później dotarliśmy do Mińska gdzie przyjął nas Maksim Czerniawski z Instytutu Historii Białoruskiej Akademii Nauk.
Widok na zachowane fragmenty historycznego przedmieścia Mińska oraz współczesną zabudowę.
Sobór Świętego Ducha, dawny kościół bernardynek.
I do kompletu kościół bernardynów, p.w. św. Józefa.
Krótkie zwiedzanie centrum miasta zakończyliśmy w knajpie ze świetnym miejscowym piwem i serowymi zakąskami. Następnego dnia ruszyliśmy do Rosji.
Po drodze minęliśmy całe połacie zarośnięte barszczem Sosnowskiego, który budzi obecnie w Polsce taki postrach. W Rosji rośnie to wzdłuż dróg, a nawet w samym środku tamtejszych wiosek.
10 lipca po południu byliśmy już na miejscu docierając do obozu ekspedycji sertejskiej. Wypadałoby być może nieco odpocząć po podróży, ale Przyrodnik nie potrafi wysiedzieć na jednym miejscu zbyt długo. Ponieważ większość członków ekspedycji, wraz z „naczalnikiem”, czyli kierownikiem, profesorem Mazurkiewiczem nadal była na stanowisku, czas oczekiwania na ich powrót postanowił skrócić małą wycieczką po okolicy. Na zdjęciu powyżej widzicie dolinę rzeki Serteji.
Dotarliśmy nad rzekę Dźwinę gdzie rozciąga się wioska swoje miano biorąca od rzeki. Od upadku Związku Radzieckiego wioski w obwodzie smoleńskim ulegają stopniowemu wyludnieniu. Mieszkańcy przeprowadzają się do miast lub stopniowo wymierają. W okolicy nie funkcjonuje właściwie żadne rolnictwo – nie widziałem ani jednego pola, ani nawet wypasu bydła. Gdzieniegdzie jedynie widać zbiór siana na paszę. W Sertei zamieszkane są obecnie tylko pojedyncze domostwa. Część z nich przez mieszkańców Smoleńska, którzy mają tutaj swoje dacze. Daje to interesującą, z punktu widzenia archeologa, możliwość obserwacji zaniku drewnianej wsi.
Zabudowa wsi w całym regionie jest niemal wyłącznie drewniana. Murowane są tylko budynki dawnych kołchozów.
We wsi obowiązkowo znajduje się pomnik poświęcony żołnierzom Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Napisałem „obowiązkowo”, gdyż takie pomniki w Rosji są właściwie wszędzie. Widzieliśmy zanikłą wieś po której pozostał tylko pomnik. Nadal regularnie odmalowywany i zadbany.
Najciekawsza była zabudowa gospodarcza, wyglądająca tak, jakby ją przeniesiono wprost ze średniowiecznego Nowogrodu.
Opuszczona i zaniedbana chyli się obecnie ku upadkowi…
Odpadająca papa i płyty eternitu odsłaniają pierwotne, drewniane pokrycia dachowe…
A tej chałupie dach zapadł się do wnętrza. To zapowiada rychły koniec budynku..
Niektóre domy są pięknie ozdobione.
A już następnego dnia ruszyliśmy do pracy – Przyrodnik w charakterze geoarcheologa, a ja w charakterze jego notatnika…
Pingback: Tryumfy i klęski PolSEx-u | Gunthera miejsce w sieci