Częścią programu badań jaki realizowaliśmy w Ostrowitem, współfinansowanego przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach 5 priorytetu, była działalność popularyzacyjna. I choć obecność stosownej rubryczki w formularzu wniosków o dofinansowanie wydaje się być kolejnym urzędniczym pomysłem bez większego znaczenia, to będę się upierał przy stwierdzeniu, że to jednak ma sens. Być może jest to jeden ze sposobów, by zmusić nasze środowisko zawodowe do kontaktowania się z tymi, którzy de facto finansują naszą naukową działalność. Społeczeństwo w podatkach płaci za naszą działalność. Płaci za funkcjonowanie instytucji naukowych i edukacyjnych, płaci za drogi budowane przez prywatne firmy z pieniędzy publicznych, a nawet za przedsięwzięcia w rodzaju centrów handlowych. Społeczeństwo, które płaci ma prawo wymagać by archeolodzy (i przedstawiciele innych dyscyplin naukowych) nie zamykali się w swoich wieżach z kości słoniowej, ale komunikowali efekty swoich prac.
Przypadek archeologów wydaje się tutaj być szczególnym. Współczesne badania archeologiczne są bardzo drogie. Prace na poziomie zbliżonym do tego, co dzieje się w krajach zachodnich kosztują krocie. Zdjęcia lotnicze, prospekcja geofizyczna, wykopaliska, analizy specjalistyczne na czele z chronologią radiowęglową i dendrochronologią kosztują grube tysiące, które w postaci grantów, dofinansowania projektów, zleceń wędrują do rozmaitych instytucji. Jednocześnie najpopularniejszy w Polsce serwis internetowy poświęcony archeologii jest prywatnym przedsięwzięciem pewnego prawnika.
Na problem braku komunikacji między prowadzącymi wykopaliska archeologami, a społeczeństwem zwracał już jakiś czas temu uwagę m.in. A. Gołembnik. Dlaczego nie da się np. prowadzić badań miejskich w Polsce w taki sposób, jak to się często spotyka choćby w Niemczech?
Marburg – badania pod kościołem św. Elżbiety. Na ogrodzeniu zabezpieczającym teren wykopalisk widoczne są tablice informacyjne.
A na tablicach podstawowe informacje o chronologii, charakterystyce najważniejszych obiektów archeologicznych, o pozyskanych zabytkach etc. Proste? Bardzo. A gdyby dodać do tego organizowane w określony dzień w tygodniu, lub choćby raz na jakiś czas dni otwarte, z możliwością zwiedzania terenu wykopalisk z przewodnikiem? U nas to rzadkość. W Niemczech stosowne ogłoszenia widuje się na ogrodzeniach dość często.
Nie chodzi tutaj jedynie o to, by podatnik finansujący naukowe badania mógł zaspokoić swoją ciekawość. Jest jeszcze inny aspekt tej popularyzacyjnej pracy, związany z zagadnieniami ochrony dziedzictwa archeologicznego. Otóż w obecnym systemie organizacji służb konserwatorskich nie jest możliwa skuteczna ochrona zabytków archeologicznych. Sądzę, że ochrona taka możliwa jest jedynie w sytuacji, w której o dziedzictwo archeologiczne będą dbały nie tylko służby konserwatorskie, powołane do tego państwowe agendy (jak NID) i archeolodzy (choć spora część naszego środowiska bardziej tu szkodzi niż pomaga), ale tysiące tych zainteresowanych obywateli. Ludzi mających wiedzę o historii lokalnej, zainteresowanych przeszłością własnej „małej” i „wielkiej ojczyzny”, dumnych z tej przeszłości, którzy świadomi własnego dziedzictwa sami będą o nie dbać. I nie sądzę by była to wizja naiwna. W ciągu tych kilkunastu lat zajmowania się archeologią spotkałem zarówno takich, którym archeologiczne zabytki stały na drodze ekonomicznych interesów, jak i takich, którzy gotowi byli dla nich łożyć własne środki, poświęcać czas i energię.
W listopadzie oprócz lotniczych zdjęć zorganizowaliśmy w Ostrowitem spotkania w szkole podstawowej zarówno z dzieciakami, jak i dorosłymi. Przygotowaliśmy wystawę i wykład, które niejako uzupełniały dni otwarte zorganizowane jeszcze we wrześniu, w trakcie badań.
Wystawa odbyła się w sali informatycznej. Przygotowaliśmy gabloty z zabytkami, całą zastawę stołową z okresu halsztackiego, rzymskiego i wczesnego średniowiecza oraz tablice informacyjne prezentujące wyniki badań.
Tablica ilustrująca wyniki badań geofizycznych zweryfikowane przez prace wykopaliskowe.
Wykład zgromadził zarówno mieszkańców Ostrowitego, jak i wójta gminy Chojnice.
Na ekranie nowe logo ekspedycji archeologicznej Ostrowite.
Wystawa wzbudziła spore zainteresowanie. Naprawdę…
Szło nowe
Logotyp ekspedycji jest świetny 🙂 Siła tkwi w prostocie.
Aha, zapomniałam jeszcze dołączyć do „puli niemieckiej” nasze własne kontakty z taką formą popularyzowania archeologii, jaką zaprezentowałeś na początku wpisu. Nam się to przytrafiło podczas wizyty w Magdeburgu. Oczywiście weszliśmy także do katedry, w której prowadzone były wykopaliska. Ludziska pracowali, my z uśmiechami na twarzach zwiedzaliśmy.
Bardzo dobrze, doktor! Ale nawiazujac do naszej poprzedniej rozmowy z tego bloga – jak wprowadzic takie dzialania do kanonu? Inicjatywa oddolna? Narzucenie prawne? Co będzie skuteczne.
Narzucenie prawne?
No popatrz, a ja Cię zawsze miałem za liberalnego konserwatystę, a Ty chcesz tu komunę wprowadzać. I to jeszcze w rocznicę stanu wojennego. Nieładnie.
Rzucam rozne pomysly, niekoniecznie musze sie z nimi zgadzac. Tylko sie dziwie ze jest tyle dobrych pomyslow i ludzi ktorzy to oddolnie wprowadzaja, ale na szczeblu urzedniczym wszystko okazuje sie niemozliwe. I stad moje pytanie – czy takie oddolne rozne inicjatywy przyniosa kiedys efekt i wypromuja tego typu podejscie, czy wszystkim sie w koncu przestanie chciec i sie poddadza bo bez wsparcia odgornego to jest troche walka z wiatrakami.
Heh…
Twój koment wylądował w koszu ze spamem. Ciekawe dlaczego system uznał Cię za spam, a jakieś durne kasyna przepuszcza…
Piotrze – trochę sobie żartuję, ale po prostu nie znam odpowiedzi na Twoje pytanie. Zawsze można zobligować archeologa do popularyzacji. Np. warunkiem uzyskania pozwolenia na następny sezon musiałoby być przeprowadzenie akcji informacyjnej, warunkiem uzyskania finansowania z urzędu konserwatorskiego tablice informacyjne etc. Pytanie jak i kto miałby to kontrolować? Konserwatorzy? Mało mają już teraz obowiązków?
Myślę, że dobrym zwyczajem powinno być to, aby granty i inne formy finansowania z budżetu były obwarowane koniecznością upowszechniania wyników badań. I chyba nie powinno dotyczyć to jedynie archeologów.
Pingback: Peregrinatio – cz. 8: Ordo Theutonicus | Gunthera miejsce w sieci