Ponieważ na moim laptopie Mandriva znów zaczęła wariować i zawieszać system raz na jakiś czas, co niestety strasznie utrudnia pracę, zmuszony byłem wrócić do Ubuntu. W międzyczasie ukazała się nowa wersja ubunciaka, która zyskała już sporo recenzji, nie zawsze nadmiernie entuzjastycznych; podchodziłem więc do instalacji z lekką obawą.
Po wejściu na polską stronę Ubuntu powitała mnie… Hoża Hawajka – a więc polska wersja Hardyego (8.04) przygotowana przez polską społeczność. Fajnie. Ściągnąłem, zainstalowałem i mam…
Nie jestem wielkim fanem Ubuntu – przyznaję, że uzywam go trochę z przymusu. Potrzebuję popularnej dystrybucji, z bogatymi repozytoriami pakietów, w dodatku przyjaznej użytkownikowi, więc odpadają wszelkie hard-corowe Gentoo, Slacki i inne takie. OpenSUSE skutecznie odstraszył mnie powolnym Yastem (może nowa wersja to zmieniła?) i problemami z neostradą (choć teraz jest już UBUneo na Susła – może działająca… dawny SUSEneo nie zawsze chciał działać). W grę wchodzą więc Mandriva – którą osobiście lubię najbardziej i Ubuntu. Mandriva od lat gości na stacjonarnym kompie. Na laptopie od wersji 2008.0 zaczęła się zawieszać, pewnie z powodu jakiegoś konfliktu sprzętowego (nie kupujcie ASUSów). Konieczna stała się instalacja ubu. Ubu mimo, że ma sporo wad, nie zawiesza…
Ubunciaka uzupełniłem przez komplet niezbędnego oprogramowania
graficznego – digikam, show-foto, qcad
GIS – qcad, grass i Google Earth
audio i video – amarok, kaffeine, mplayer
do tworzenia stron www: kompozer, gftp
wirtualizacja: VirtualBox 1.6
(po zestawieniu niektórzy zorientują się, że jestem przyzwyczajony do KDE)
Poza tym nieco dodatków umilających pulpit: avant (dock), Compiz, ikony oxygen w wersji dla Gnoma.
Tapeta to moje własne zdjęcie. Efekt końcowy:
Przydatne strony:
Pingback: Kamerka Syntek pod Linuksem « Gunthera miejsce w sieci